Читать книгу Samotni онлайн
3 страница из 168
ssss1
Obudziły go głosy kłócących się ludzi.
Nie byli to ojciec i matka. Oni nigdy się nie kłócili. Nie można się kłócić w świętej rodzinie, powtarzał ojciec, śmiejąc się przy tym w ten poważny sposób, który sprawiał, że nigdy nie było wiadomo, czy żartuje, czy mówi serio.
Nie była to również Vivianne ani żadna inna żyjąca istota. Głosy rozbrzmiewały w nim samym.
Zrób to, mówił jeden. Należy im się. Są niesprawiedliwi.
Nie rób tego, odpowiadał drugi. Dostaniesz lanie. On zauważy.
Dziwne, że można się obudzić przez głosy, których tak naprawdę nie ma, pomyślał. Spojrzał na zegarek. Było dopiero wpół do siódmej. Dwadzieścia minut wcześniej, niż zazwyczaj wstawał. To też było dziwne. Właściwie nigdy nie budził się sam. Najczęściej musiała budzić go matka, w dodatku kilka razy.
To dlatego, że dziś był wyjątkowy dzień.
Oczywiście. I z powodu tego, o czym myślał wczoraj wieczorem. Przed zaśnięciem myślał o tym, o co kłóciły się głosy. Na pewno też mu się to śniło, musiało tak być, chociaż nie pamiętał. Leżał jeszcze chwilę, próbując zapaść z powrotem w sen, ale się nie udało.