Читать книгу Niewierni онлайн
37 страница из 323
Tydzień później, nim wszedł do łazienki, przygotował się psychicznie i wypił z gwinta pół butelki. Odczekał chwilę, aż wyostrzą mu się zmysły, i ruszył. Wszedł do pomieszczenia, które wypełniło się jego odbiciami. Wyglądało, jakby do małej łazienki wkroczył pluton dorodnych spadochroniarzy.
Powoli rozebrał się do naga, składając każdą część garderoby na taborecie. Robił to z uwagą i w ściśle ustalonym porządku. Nie potrafił znaleźć na to właściwego określenia, ale czuł, że właśnie dzieje się coś niezwykłego i pięknego zarazem.
Zamknął oczy, nabrał głęboko powietrza, podniósł w górę ręce i wyprężył się tak mocno, jak tylko mógł. Trwał w tej pozycji minutę i pięć sekund, po czym powoli wypuścił powietrze i otworzył oczy. Najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej oglądał swoje plecy, które początkowo sprawiały wrażenie, jakby wcale nie były jego. Jakby do łazienki wszedł z nim ktoś obcy.
Na całych jego plecach widniał symetrycznie rozplanowany dwugłowy, skrzydlaty smok wyprężony w śmiertelnym starciu z niewidzialnym wrogiem. Osłaniał się od ciosów potężnymi skrzydłami, a zakrzywione ostre dzioby zionęły ogniem. Nic jednak nie dodawało mu grozy w równym stopniu co przerażające oczy podkreślone czerwoną i zieloną barwą.