Читать книгу Niepokorni онлайн
119 страница из 121
W ciągu ostatnich dwóch dni trzy osoby zadzwoniły do MSZ ze skargą na niego, a tego dnia jeszcze dwie. To wystarczający powód, by się napić – pomyślał i wlał sobie do szklanki alkoholu na dwa palce. Butelkę schował na miejsce, bo na dziewiętnastą szedł do Mantrisa i musiał się jakoś trzymać, jeśli chciał się jeszcze napić z Litwinem.
Było za piętnaście siódma, zachmurzenie pełne, więc nad słabo oświetloną willową wyspą Kulosaari, choć położoną w środku miasta, zaległa głęboka atramentowa ciemność poprzetykana światłem rzadkich ulicznych latarni. Temperatura spadła do minus pięciu, więc Robert postawił kołnierz płaszcza i zorientował się, że nie wziął rękawiczek. Szklaneczka koskenkorvy rozgrzała go na tyle i rozleniwiła jednocześnie, wyciszając wściekłość, że postanowił nie wracać. Włożył do kieszeni długie ręce zakończone cienkimi jak patyki dłońmi i spojrzał przez ramię.
W rezydencji ambasadora paliło się światło. Majewski pomyślał, że też może kiedyś będzie posłem Rzeczpospolitej, skończył już przecież czterdzieści pięć lat, był na trzech placówkach i ma duże dyplomatyczne doświadczenie, a wysoki wzrost i szczupła sylwetka powinny być dzisiaj zaletą.