Читать книгу Wiemy, że pamiętasz онлайн
115 страница из 116
Potem rozległ się tupot na schodach i z góry zeszło dwóch policjantów. Jeden trzymał w ręce foliową torebkę. Było w niej coś miękkiego, intensywnie żółtego.
Przetrząsnęli wszystkie szafy i szuflady w jego pokoju, zajrzeli nawet pod łóżko. Ten, który trzymał torebkę, położył ją na stole. Zawartość była żółta jak mlecze, jak słońce, oślepiająca. I wszyscy już wiedzieli, gdzie powinny powędrować ich spojrzenia. Obsiadły torebkę jak muchy.
Olofie, możesz nam powiedzieć, co to jest?
Skąd to się wzięło pod twoim łóżkiem?
Nie mógł im powiedzieć, nie wtedy, kiedy wszyscy się na niego gapili, chociaż udawali, że wcale tego nie robią. Nie mógł się przyznać, co się z nim działo pod wpływem zapachu tego swetra. Może to były perfumy albo dezodorant, może włosy. Cała tak pachniała.
To jest sweter, Olofie.
Słowa wypowiadał któryś z obcych głosów, ale kiedy Olof podniósł wzrok, napotkał spojrzenie taty. Nie rozpoznał go.
Miała taki na sobie w dniu, w którym zniknęła.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».