Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
19 страница из 40
To rozróżnienie Zygmunta Baumana bierze się z obecnego w myśleniu o współczesności przekonania o duchowej marności naszych czasów. Mit zdegradowany, świat odczarowany, utracona naiwność – ileż tych i podobnych określeń napotykamy na każdym kroku. Może tak jest. Często doświadczamy tego z bolesną wręcz oczywistością. Ale przecież nie przepadliśmy do końca. Przywołajmy nieco tylko zmienione słowa Czesława Miłosza z wiersza Miłość:
Foczyć to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy […].
Tak – kiedy po kilku minutach foczenia, po pierwszych kroplach potu kapiących na twarz opuszczamy Historię, kiedy po wielu godzinach skrajnie ubiedzeni wychodzimy z siebie, raczej nie zmierzamy ku wieczności. Doświadczenie, w którym uczestniczymy, otwiera nas na inny wymiar bycia. Traci się gdzieś fizyka, ale nie jest ono zupełnie niefizyczne, bo nasze ciało wiele w nim znaczy. Może zatem takie przeżycie ma kształt metafizyczny? Może takie jest, z pewnością natomiast jest dobre, leczące ze zmartwień. Czyż nie o takim właśnie byciu powiada wielka Marina Cwietajewa w wierszu Przemknąć: