Главная » Chodząc w Tatry читать онлайн | страница 17

Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн

17 страница из 40

My, foczarze – jakoś spokrewnieni przecież z tymi od joggingu i fitness clubu – my, współcześni samobiczownicy jesteśmy dobrowolnymi konsumentami trudu, wyrzeczeń, bólu i rezygnacji. Czy aby naprawdę aż tak to perwersyjne? Pościmy chwilowo, aby potem zjeść w dwójnasób? Czy na pewno pot i drżenie służą nam, by żyć sto lat?

Uznani przedstawiciele współczesnej humanistyki wskazują, jak mami nas kult ciała, młodość, jak wodzą nas za nos potężne siły (demoniczny zaiste ten kapitalizm) wykorzystujące naszą wiarę, naiwną oczywiście, iż możemy się oprzeć czasowi. Zdaje się, że niezbyt nas szanują. Są w prawie. Czy jednak wiedzą, o czym mówią?

Kiedy czaję się na przepaścistym trawersie, ponieważ muszę wykonać kilka ruchów szybko, mocno, pewnie, błąd bowiem zamieni mnie w śnieżną kulę swobodnie pędzącą w dół, nie myślę o powabnym ciele hurysy z życzeń Ludwika Stommy: „Żyj sto lat i miej hurys dwieście”.

Stojąc na przednich zębach raków i mierząc dziabką w kępkę trawy, nie mam w oczach schabowego z kapustą także i z tego powodu, iż w całości jestem wówczas tymi kawałkami stali ratującymi mnie od runięcia. Tak, na krótko nie jestem sobą ze swoim bagażem doświadczeń, zwycięstw i porażek. Jestem krawędzią narty, ostrzem czekana, oddechem, pragnieniem. Słowem – jestem inaczej.

Правообладателям