Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
20 страница из 40
A może wyższe to zwycięstwo
Nad czasem i nad przyciąganiem –
Tak przejść, by nawet cień najlżejszy,
Tak przejść, by nawet cień na ścianie
Nie został… […]
Może oszustwem – trwanie
Zmóc? Wypisać siebie z ziemskiej roli?
Po czasie jak po ocenie
Przemknąć, nie poruszywszy toni…
Górale pomniejsze święta nazywają świątkami. Foczenie to maleńkie świątko, lokalne, angażujące małą społeczność. Niczym jest dla Historii, jej zdarzeń, koniunktur, długiego trwania. Mało o to dbamy. Ważne, że jest. Dlatego gasząc piwem metafizyczne pożary, powtarzamy, innymi słowy oczywiście, za Marcinem Świetlickim:
I
będziemy
nosili spodnie
– dopóki sił nam starczy!
Dużo tutaj poezji i nie bez powodu. Foczenie to osobliwe, górskie pisanie wierszy. Że większość z nas to poeci naiwni, nieświadomi swej twórczości? No i co z tego? Wszak „nie ten najlepiej służy, kto rozumie”.
ssss1
Przez całe lata nie dawało mi spokoju pytanie o obyczaj pozdrawiania się na szlaku. Kiedy już setny raz powiedziałem „cześć” w drodze do Murowańca, miałem dojmujące poczucie absurdalności tego aktu, a język stał mi kołkiem. Na trudno dostępnym wierzchołku albo w odludnej dolinie „dzień dobry” wypowiedziane przy spotkaniu z nieznajomym wydawało mi się oczywiste, naturalne i głęboko sensowne. Przenoszenie jednak tego zachowania na drogi rojne jak miejskie ulice śmieszyło mnie i chyba irytowało. Czułem się przymuszany do jakiejś relacji, łagodnie, ale jednak zniewalany. Mogłem niby nie odpowiadać. Zasada – którą wypowiedział Kisiel – lepsza udawana uprzejmość niż autentyczne chamstwo, nie dopuszczała takiej możliwości. Chamstwo w górach to byłby szczyt chamstwa. Tak nisko upaść nie chciałem. Mówiłem „hej”, krzywiłem twarz i nie pojmowałem, ki diabeł.