Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
18 страница из 40
Takie wychodzenie poza siebie w przypadkach, o których mówię, choć nie ma wyłącznie duchowego wymiaru, pozostaje w oczywistym związku z Baumanowskim trwaniem. Wymykamy się czasowi, w każdym razie jego linearnej postaci, opuszczamy kalendarzową ciągłość z jej nieodłączną przemijalnością. Focząc, wykonując kilkanaście wciąż tych samych ruchów, wędrując po ciągle tym samym – chociaż nie takim samym – górskim świecie, jesteśmy na sposób niecodzienny, świąteczny.
Święto to także powrót do tych samych co zawsze zachowań, dekoracji, miejsc. Świętem, swoistym nieczasem rządzi stałość, rytuał, moc przeżycia. Mówi się co prawda o współczesnym świętowaniu, że służy tylko rozpasanej konsumpcji, może jednak praktykuje się ten niczemu niesłużący nadmiar dla podkreślenia, oznaczenia inności istnienia. Stare to skądinąd techniki, z tym że kiedyś wskazywały na wzniosłość, a teraz na degradację. Czy dzieje się tak dlatego, że „wieczność dla normalnego mieszkańca rynkowo-konsumpcyjnego świata przestała być wartością”? „Trwanie a wieczność to sprawy zgoła różne; temu pierwszemu przybywa na wartości, gdy ta druga ją traci; bo ta druga ją traci”.