Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
3 страница из 40
W globalnym świecie internet i elektroniczne media pozwalają na jakąś formę współuczestnictwa w rzeczywistościach najodleglejszych i najbardziej niezwykłych. Cywilizacja ponowoczesna sprawiła, że obywatele Europy, świata, użytkownicy samochodu, samolotu, sieci tworzą społeczność, której nie dzieli już przestrzeń. Mobilni, elastyczni, gotowi na zmianę. Zamieszkują nie tyle w konkretnym miejscu, zawsze jakoś ograniczonym, ile w trwale otwartej możliwości. Są awangardą, twórcami nowego jutra, nomadami współczesności. Naznacza ich czas, a nie miejsce. Ale lokalność, chociaż wlecze się w ogonie ponowoczesności, nie całkiem przepadła i wciąż ma siłę i powab. Chodzimy w Tatry, drogie jest nam Podtatrze z tego także powodu.
Tatrzańskość nieświadoma nie zbliży nas do zrozumienia fenomenu tutejszości. Ci, którzy mogliby mieszkać w każdym innym miejscu, dla których Tatry nad głową nic nie znaczą, są tutaj na wygnaniu. To przecież peryferie, prowincja, gdzie nie robi się prawdziwych karier i nie odnosi znaczących zwycięstw, być może ledwie etap w podróży, w żadnym wypadku stacja końcowa. Sensownie, prawdziwie tutejsi są ci tylko, którzy dokonali świadomego wyboru i są gotowi ponieść jego konsekwencje. Wiele ich różni – płeć, wiek, wykształcenie, zasobność czy profesja. Łączy jedno: Tatry to ich świat, osobisty, bliski, chciałoby się powiedzieć – domowy. Każdy z nich ma własny obraz tego domu skryty pod powiekami. Zawierają się w nim doskonałość kształtu skalnych grani widzianych letnim porankiem z Polany pod Wysoką, moc emanująca z surowych urwisk Galerii Gankowej, świetlistość sierpniowego popołudnia zalewająca górne piętra Jaworowej.