Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
5 страница из 40
Kto stracił orientację podczas zadymki śnieżnej w miejscu, które zdawało mu się znane jak własna kieszeń, ten, kto przeżył grozę burz pod granią, złowieszczy trzask ruszającej lawiny, taki ktoś wie, że nie jesteśmy bogami. Choć odczuwamy euforię, kiedy po licznych próbach pokonujemy, zdawałoby się, nieprzebyty odcinek w skałach albo przemykamy w kilku skrętach żleb budzący w nas poprzednio strach, moc tego doświadczenia może być z nami tylko razem z wielką pracą i z niezachwianą wolą. Nieodkrywcze to poglądy, istnieją tu jednak w osobliwy sposób, w skalny sposób, twardy i jednoznaczny. Nie zamieszkujemy krainy łagodności. Nasze słabości fizyczne i duchowe w spotkaniu z surową i wymagającą naturą szybko wychodzą na jaw. Potrafisz albo nie, dyskusja z granitem czy lodem jest absurdalna. Zasłony ze słów i zasług, pancerze stroju i sprzętu spadają przy próbach, których nie sposób uniknąć, ponieważ są wpisane w „tutejszość”. Mieszkańcy Tatr są nadzy jak król w znanej bajce. „Tutejszość” jest legendarnym światem pełnym przeszkód, czarownic i księżniczek uwięzionych na szklanych górach. Nawet bohaterowie bajek przebywają tam tylko chwilowo i całkiem gdzie indziej żyją długo i szczęśliwie. Gdzież nam, tubylcom, do bajkowych herosów!