Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
7 страница из 40
Co znaczy dziś, że z kimś chodzimy w góry?
Słowo „góry” zawiera coś więcej niż tylko obraz specyficznie uformowanej przestrzeni, gdyż skrywa także to, jak tam jesteśmy. Wspinamy się, foczymy, wędrujemy. Góry to żywioł innego istnienia. Niecodziennego, niezwyczajnego, szczególnego także poprzez swą chwilowość i ulotność.
W górach jesteśmy z kimś. Nasz partner, tatrzański towarzysz, jawi się nam w wysiłku, zasapany, spocony, zmęczony, często przestraszony, spięty i zdenerwowany. Wspinanie się – pojęcie to chcemy traktować maksymalnie szeroko, ujmując nim wszelkie sposoby poruszania się po wertykalnym świecie – w naturalny sposób prowadzi do takich stanów. Ujawnia słabość, czasami rozziew między kreowanym wizerunkiem a rzeczywistymi umiejętnościami. Odsłania także moc, charakter, wspaniałość. Słowem – wspinanie obnaża. Czy się chce, czy nie, w jego trakcie traci się nizinne, codzienne szatki.
Nagość porywa lub budzi politowanie, zwykle zresztą jedno i drugie jednocześnie. Zawsze jednak to znak zawierzenia, oddania, wielkiego zaufania. Nagość, która nie z gwałtu czy przymusu się bierze, buduje związek ekskluzywny, tworzy i objawia bliskość. Wiążąc się liną, czynimy głęboko symboliczny znak, po którym znajdujemy się w przestrzeni, gdzie zobowiązania są mocne i oczywiste. Dlatego będziemy kostnieć w wichurze pod granią, czekając na wolno podchodzącego partnera, ale też oczekiwać, że w podobnej sytuacji on poczeka na nas. W trudnym miejscu, kiedy telepie nami strach, wesprze nas raczej dobre słowo, a nie pogardliwa uwaga. Sami także, pomimo nawet uprawnionej irytacji, będziemy przeciągać, podpierać, nosić ciężary. Nie tylko dlatego, że nie jesteśmy głuptakami wierzącymi, że słabość nie ma do nas przystępu i nigdy nie będziemy czekać pomocy. Ale też dlatego, iż jesteśmy nadzy na wysokościach i wiemy, czujemy, co to znaczy.