Читать книгу Sąd Ostateczny онлайн
4 страница из 55
Wciąż przepychał się przez ciżbę, chcąc podejść bliżej poprzecinanej oślepiającymi strugami spotlightów estrady, która zmieniała kolory w takt ogłuszającej muzyki. Ludzie życzliwie ustępowali, z uznaniem patrząc na sięgającą barków złotą grzywę i napoleoński mantel. Wreszcie znalazł się blisko sceny. Tłum, zachęcony przez wodzireja, rozpoczął chóralne odliczanie. W górę uniósł się las rąk trzymających zimne ognie i rozświetlone smartfony.
Zachwycony uległ tej emanacji życzliwości, spolegliwości i empatii. Wydawało mu się, że gwałtownie wzbierająca fala dobrej energii uniesie go nieważkiego ku niebu. W swoim śnie chciał się poddać tej fali, ale nagle wyczuł, a potem zobaczył cień przemykający pomiędzy zgromadzonymi na estradzie. Szarpnął się gwałtownie, pragnął znaleźć się na scenie pomiędzy nim a człowiekiem, którego niedawno poznał przy okazji załatwiania jakichś spraw dla kurii i który był mu życzliwy. Nogi w juchtowych butach jakby wrosły mu w granitowy bruk Targu Węglowego. Chciał zrozumieć, co nie pozwala mu polecieć ku scenie, co trzyma go przy ziemi. Szarpnął całym ciałem raz jeszcze i się obudził.