Читать книгу Brud онлайн
21 страница из 103
Nagle barka zakołysała się delikatnie.
– Ktoś ma rozmach… – mruknął i wychylił się z tarasu. Wprawienie przeszło pięćdziesięciotonowej krypy nawet w niewielki ruch było nie lada wyczynem.
– Siema! – Łysy policjant z lekko zaokrąglonym brzuchem wygramolił się na pokład ze służbowej motorówki. – Przywiozłem ci trochę plotek – dodał.
Piotr Zawiadowski, dekadę starszy od Zyberta, był oficerem policji kryminalnej, ale od czasu do czasu wpadał do portu Praskiego, gdzie mieścił się posterunek „wodniaków”, i pożyczał służbową motorówkę, by popływać po Wiśle. Twierdził, że w ten sposób oczyszcza głowę. Nikomu to nie przeszkadzało, zwłaszcza że Zawiadowski przed laty zaczynał jako „wodniak”, albo jak mawiali złośliwi – „szuwarek”. Z Zybertem poznali się, gdy Wiktor kończył studia. Piotr rozpoczynał wtedy pracę w wydziale zabójstw, a młody dziennikarz pracował w kronice kryminalnej.
Początek tej znajomości nie należał do najprzyjemniejszych. Pewnego dnia do gazety zadzwonił mieszkaniec jednego z bloków na warszawskich Bielanach, skarżąc się najpierw na wyjątkowy smród w budynku, a potem na bezczynność policji. Zybert pojawił się na miejscu w momencie, gdy dojechał tam radiowóz, a jednym z funkcjonariuszy był Zawiadowski.