Читать книгу Brud онлайн
94 страница из 103
– Tylko skąd pan wie, że ją mamy? – zdziwił się na głos i w tym samym momencie skrzywił się zażenowany naiwnością własnego pytania. Skoneczny uśmiechnął się tylko i powiedział, nie patrząc na Zyberta:
– Panie redaktorze, zawiodłem się! To chyba oczywiste! W tak małym kraju i w tak rozplotkowanym środowisku jak wasze wszystko można ustalić bez większego wysiłku! I wcale nie kosztuje to tak wiele, jak by się mogło wydawać. Usługi speców tanieją, zwłaszcza gdy coraz większa ich liczba trafia na rynek i próbuje sobie dorobić do niskich emerytur.
Przez chwilę milczeli. Zybert poczuł pragnienie i sięgnął po dzbanek z wodą. Ostrożnie odstawił szklankę na stolik i zaczął wpatrywać się w malowniczy krajobraz. Skały opadały stromo aż do morza, a cała wyspa wyglądała, jakby ulepiona była wyłącznie z kamieni, cyprysów i owoców cytrusowych. Wiktor zaczął żałować, że przyjechał tu tylko na chwilę. Przez moment wszystkie problemy, z którymi tu przybył i które zostawił w Warszawie, wydawały się mu mniej skomplikowane, niż były w rzeczywistości. Ciszę przerwał Skoneczny: