Читать книгу Brud онлайн
89 страница из 103
– Dzień dobry, panie redaktorze, dziękuję za fatygę. Mam nadzieję, że lot minął panu komfortowo i bez przygód – powiedział miliarder niskim, tubalnym głosem, wpatrując się uważnie w twarz Zyberta.
Wiktor wstał i uścisnął wyciągniętą dłoń biznesmena. Skoneczny gestem wskazał mu wygodny fotel. Usiedli.
– Bywało gorzej – powiedział Wiktor i uśmiechnął się cierpko. Obolałe po locie kolana ciągle mu doskwierały. – Dziękuję za zaproszenie, choć szkoda, że to rozmowa „na sucho”, bez kamery… – Na chwilę zawiesił głos, zastanawiając się, czy może od razu przejść do rzeczy. – Właściwie to dlaczego chciał się pan spotkać? Przecież obwąchiwać się nie musimy, mógł mnie pan poznać i sprawdzić bez konieczności ściągania tutaj, wystarczyłoby kilka ruchów.
– Szybko przechodzi pan do rzeczy, to dobrze. Oczywiście to wszystko prawda. Ale szykuję się do dużych inwestycji, więc interesują mnie dziennikarze, którzy dostrzegą i opiszą wartość rodzimego kapitału przy zakupie Służewca. Co więcej, interesuje mnie także dobra prasa dotycząca mojej przeszłości, pozbawiona niepotrzebnego grzebania w teczce Podróżnika i nachodzenia dawnych współpracowników. Mam nadzieję, że rozumie pan, co mam na myśli.