Читать книгу Brud онлайн
90 страница из 103
Zybert poczuł rosnące napięcie, jeszcze zanim Skoneczny przeszedł do puenty.
– Czyli jednak zasięgnął pan języka. Od dawna mi się pan przygląda?
– Oj, niech pan nie będzie dziecinny. Przecież nie byłbym tym, kim jestem, gdybym nie interesował się, co, kto i kiedy zamierza zrobić za moimi plecami, jak głęboko chce się dokopać i co go interesuje. Powiem więcej, doskonale znam pana dotychczasowe dokonania, trudno było nie słyszeć o aferze z wiceministrem Carubskim… – zawiesił na chwilę głos. Zybert zdusił w sobie chęć rzucenia ciętej riposty. Skoneczny patrzył na niego w milczeniu. – Ale jest pan zdolny, z dużym potencjałem – dodał. – Duża sprawa, która wymazałaby tamtą plamę, mogłaby panu pomóc.
– Nie rozumiem. Zaprosił mnie pan, by udzielać mi rad i wskazywać ścieżkę rozwoju zawodowego?
– Ależ skąd. – Skoneczny roześmiał się. – Gram z panem w otwarte karty i wiem, że w sprawie Carubskiego sąd nie uwzględnił wszystkich argumentów, a źródło, które pan słusznie chroni, ma ich więcej.
– Słucham dalej. – Zybert poczuł, jak napinają mu się wszystkie mięśnie.