Читать книгу Wiemy, że pamiętasz онлайн
4 страница из 116
To był ten czas. Koniec czerwca.
Przez te zapachy i przez to światło zaschło mu w ustach, a nogi zrobiły się ciężkie i ospałe, bo pamiętał i czuł całym sobą, że to się wydarzyło dokładnie o tej porze. Kiedy skończyła się szkoła i zaczęła nuda, gdy nastały najdłuższe dni, a on miał wrażenie, że wyleciał poza nawias czasu. Zapamiętał, że to stało się w szarawym półmroku, ale musiało być tak samo jasno jak teraz, musiała trwać ciągnąca się w nieskończoność letnia noc, blade godziny, podczas których słońce tylko na moment zanurza się pod linią horyzontu.
Mijał miejsca, o których zdążył zapomnieć albo zwyczajnie o nich nie myślał. A one mimo to wciąż tutaj były. Duży żółty dom, w którym mieszkali letnicy zabraniający swoim dzieciom wyjeżdżać rowerami na szosę. Amerykańska willa z dziwną werandą i pastwiska, na których kłusaki stały zbite w stadko i gapiły się na drogę. Złożone na polach białe, owinięte w plastik bele sianokiszonki, na które można było wejść i bawić się w króla wzgórza, a w końcu brzoza płacząca po lewej stronie drogi. Zwolnił przy niej i skręcił. Urosła do gigantycznych rozmiarów. Gałęzie zwisały nisko, obsypane wściekle zielonym listowiem zacieniającym rząd skrzynek na listy.