Читать книгу Wiemy, że pamiętasz онлайн
6 страница из 116
Farba wokół okien odchodziła płatami. Nie dostrzegł samochodu, ale wóz mógł stać w garażu. Wokół szopy na drewno rosła wysoka trawa poprzetykana tu i tam gałązkami, które lada chwila miały zmienić się w zarośla.
Olof nie miał pojęcia, dlaczego spodziewał się zastać tu inny widok – gospodarstwo w ruinie albo sprzedane obcym ludziom.
Było inaczej.
Zatrzymał się za kubłem na śmieci i wyłączył silnik. Jaskrawożółte mniszki porastały cały trawnik. Przypomniał sobie, jak mocno musiał ciągnąć, żeby się ich pozbyć. Trzeba było je wykopywać, zanim zmieniły się w dmuchawce i zaczynały rozsiewać nasiona, przecinać im korzenie łopatą, najlepiej aż do samych końców, żeby się nie odrodziły. W tym wspomnieniu jego ręce były jeszcze drobne. Przyjrzał się swojej szerokiej dłoni trzymającej kluczyk.
Słońce wyjrzało znad czubków wysokich świerków. Promienie odbiły się w lusterku i oślepiły Olofa. Zacisnął powieki i nagle ona stanęła mu przed oczami. Albo pojawiła się w jego wnętrzu, bo nie umiał określić, gdzie ta postać się znajduje, ale właśnie taka ukazywała mu się raz za razem, noc w noc, przez te wszystkie lata. Widział ją, jeśli nie zasnął od razu kamiennym snem albo nie upił się do nieprzytomności, nie padł wycieńczony, na wpół żywy. W innym wypadku zawsze mu się ukazywała i wchodziła coraz głębiej w las. Wędrowała w jego wnętrzu, tam i z powrotem. Tak blisko tego miejsca, kawałek w stronę rzeki.