Читать книгу Balsamistka онлайн
3 страница из 73
Ojciec czasem radzi się mnie, jak malować kobiety. Mocno czy delikatnie. Na dziewice czy prostytutki. Patrzy przy tym dziwnie. Dostrzegam cień przebiegający po jego twarzy. Czuję się z tym nieswojo. Maluję wtedy usta. W kosmetyczce mam szminkę. Czerwoną, jak krew. Patrząc w lustro, myślę, że mogę iść na spotkanie śmierci. Ojcu odpowiadam, wydymając czerwone wargi, że makijaż ma być taki, jaki kobieta nosiła przez całe życie, nieważne, jak wyglądała. Kobieta nie może być pochowana bez ulubionej pomadki. To byłoby okrutne.
Pewnego dnia mój ojciec znika bez śladu. W mojej głowie istnieje jeden jedyny obraz. Wściekłość w jego oczach. Odwracam się i biegnę, aż rozrywa mi płuca, czuję tępy ból w plecach. Potem jest już tylko ciemność.
Czasem zamykam oczy i wyobrażam sobie obłok dymu za czarnym karawanem, który wiezie mojego ojca. Umalowałam go i przygotowałam na ostatnią drogę jak angielskiego króla. Po chwili uświadamiam sobie jednak, że to sen, powtarzający się, wciąż taki sam. Widzę w nim, jak ojciec na łożu śmierci patrzy mi prosto w oczy i czule gładzi moją rękę. Wyczuwam szorstką skórę jego dłoni, którymi dokonywał rzeczy wielkich i podłych. Chcę czuć się przy nim bezpiecznie, lecz nie potrafię. Patrzę na niego. Myślę, że mógłby być moim rycerzem, gdyby tylko chciał. Lecz on nie roni łez i nie przeprasza. Patrzy na mnie długo, mówi coś ledwie słyszalnym szeptem, a ja się budzę, zanim go zdążę o cokolwiek zapytać. Przecież on zaginął, myślę, i cała drżę.