Читать книгу Balsamistka онлайн
4 страница из 73
Dziesięć lat później
Lipiec
*
To był piekielny lipiec. Po fali ekstremalnych upałów nadciągał genueński niż – zapowiedź nawałnic, powodzi i tornad. Była szósta trzydzieści, dwie godziny po wschodzie słońca, gdy maszynista Daniel Krynicki omiótł wzrokiem kabinę sterowniczą Express InterCity linii Poznań – Warszawa i wysiadł z wagonu na peron. Sprawdził aplikację pogodową w smartfonie. Już teraz wskazywała dwadzieścia cztery stopnie, ale obstawiał, że jest pięć stopni wyżej. Wytarł pot nad górną wargą i spojrzał w niebo. Miał wrażenie, że nad miastem unosi się ogromna, gorąca kopuła.
Pół godziny później ruszył. Powoli rozpędzał pociąg, który trzęsąc się, mijał kamienice przy Roosevelta i klub tenisowy AZS. Obrazki przesuwały się jak na filmie, dobrze mu znane, bo pokonywał tę trasę setki razy. Ile to już lat pracował na kolei? Dwadzieścia? Kiedy to minęło? – pomyślał. I szybko w głowie policzył: dwadzieścia pięć.
Właśnie miał odebrać komórkę rozbrzmiewającą infantylną melodyjką, którą już po raz kolejny poprzysiągł sobie zmienić na klasyczny dźwięk starego telefonu, gdy w oddali dostrzegł leżące na torach coś, czego z tej odległości nie potrafił zidentyfikować. Pociąg w tym miejscu zawsze przechylał się na zakręcie, więc dodatkowo trzeba było zwolnić już i tak żółwie tempo. Próbował nie odrywać wzroku od tego, co teraz przypominało leżący na torach porzucony, wypchany czymś sporych rozmiarów niebieski worek i przybliżało się z każdym stuknięciem kół. Może to śmieci? Nielegalnie wyrzucone odpady po remoncie? Stare ubrania?