Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
13 страница из 40
Jakaż moc i oczywistość tych słów, tu wysoko w Tatrach, w tej pięknej chwili. Tak zostać, tak trwać. Jasiek, mój syn, który tak niespodziewanie dorósł, mówi coś i to wyrywa mnie z letargu. Nie wiem, nie chcę wiedzieć, jak działa nań otaczająca nas aura. Jestem szczęśliwy, że jest tu ze mną.
Robi się późno i musimy wracać. Zbiegamy szybko w dół, a góry gasną i szarzeją. Z każdym krokiem bliżej kłopoty, problemy, codzienne wyzwania i troski. Słowa generała Loewenhielma już nie są tak oczywiste, a ich przesłanie proste w rozumieniu. Nie jesteśmy już w Jaworowej. W pozatatrzańskiej rzeczywistości łatwo o gniewne myślenie, irytujące poczucie niespełnienia i braku. Ciemna strona – zło, nieszczęście, głupota – objawia tutaj wielką moc. Wiara w to, że wszystko zostało nam dane, wydaje się niemożliwa. A jednak idziemy w Tatry i staje się nieprawdopodobne. Cud innego myślenia, innego spojrzenia, ujawniającego siłę nieoczywistego, energię jasnej strony. Mówi Jan Muskat, taternik znakomity, że ten, co się wspina, staje się lepszym człowiekiem. Dopowiedzieć należy, że kto w Tatry chodzi, też nad tym pracuje. Tak jest. Kto był, ten wie. Dobrze, że są te góry, bardzo dobrze.