Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
25 страница из 40
Góry są miejscem nieustannej konfrontacji z innością. Odmienny krajobraz, spotęgowane siły natury, style istnienia jakże różne od tych pozostawionych u ich bram. Jakoś się w tym trzeba znaleźć, stosownie zareagować strojem, sprzętem, zachowaniem, rozumieniem. I jeszcze spotkać, a nawet zmierzyć się z tymi, którzy inaczej na to wyzwanie odpowiadają.
Przewodnicy góralscy i prowadzeni przez nich panowie sportretowani przez Witkiewicza w Na przełęczy to ogromny kontrast. Ci pierwsi to niemal dzieci natury, silni i prości, jeszcze nie zepsuci – duchowo i fizycznie – przez cywilizacyjne przemiany, pozostający w ścisłym związku z rodzinną ziemią i z niej czerpiący wysokie swe jakości. Uzależnieni od ich pracy, umiejętności i odwagi ludzie dolin kiepsko się tu prezentują. Sabała powie jednak sentencjonalnie: „Panowie nie do znaku głupi”. Ale oprócz lekceważenia jest w tym fascynacja siłą panów, z jaką potrafią zmieniać, stwarzać, dominować. Symbolicznym królem Tatr jest przecież wówczas jeden z nich, Tytus Chałubiński.