Читать книгу Zapiski z królestwa. 50 niesamowitych opowieści o angielskim futbolu онлайн
87 страница из 102
Ah Kwong Soo nie wiedział, co go czeka. Miał jednak przeczucie, że to będzie lepsze życie. Nie było wielu tych, którzy zostali. Chińscy marynarze, jego kumple ze wzburzonych mórz i oceanów, mówili, że może kilku. Różnice kulturowe były tak olbrzymie, iż przybysze obawiali się reakcji miejscowych. Nie chcieli wzbudzać ich gniewu, bali się go bardziej niż sztormu. Tych paru Azjatów w pubach spuszczało wzrok, ale na ulicach zerkało nieśmiało na brytyjskie kobiety, jakże inne od chińskich, one zaś z ciekawością lustrowały obcych.
Zaczęły powstawać chińskie dzielnice, niepewnie wdzierając się do codziennego życia Anglików. Goście pragnęli wkupić się w łaski miejscowych dobrym jedzeniem, a przede wszystkim pracowitością. Brytyjczycy – co miało im towarzyszyć przez kolejne dekady w stosunku do wszelkich grup etnicznych – z jednej strony starali się być otwarci na nowe, z drugiej zaś obawiali się, że imigranci odbiorą im posady i kobiety.
Ah Kwong Soo chciał po prostu normalnie żyć. Było mu przykro, kiedy czytał w prasie, że Chińczyk to na pewno ten, który uprawia hazard i narkotyzuje się opium. Ale zacisnął zęby i nawet fakt, że pojawił się w Anglii w trudnych dla ludzi z Azji dniach, kiedy uniemożliwiono im wykonywanie jakichkolwiek innych prac poza prowadzeniem małych pralni, nie przeszkadzał mu tak bardzo. Po tym, co przeżył i widział na morzu, nie bał się niczego. Wierzył głęboko w to, że te egzotyczne nazwy, jak Manchester czy Liverpool, staną się domem jego i jego przyszłej rodziny.