Читать книгу Wzgórze Wisielców онлайн
29 страница из 110
Baldur skinął głową. Otworzył usta, jakby chciał jeszcze coś dodać, w ostatniej chwili jednak uznał, że lepiej tego nie robić, i tylko się pożegnał, obiecując zadzwonić tego samego wieczoru.
Freyja pocałowała go w policzek, a Sagę w czubek głowy, zapłaciła rachunek i pośpiesznie wyszła. Była w siódmym niebie, wreszcie mając realną perspektywę zdobycia mieszkania. Jeśli oczywiście plan wypali, bo akurat w przypadku Baldura nie opłacało się dzielić skóry na niedźwiedziu.
Tym razem Freyja trzymała palec na przycisku. Słyszała, że dzwonek brzęczy, ale gdy tylko zwolniła przycisk, po drugiej stronie drzwi znów zapanowała cisza. Jedynymi dźwiękami, jakie wydobywały się z mieszkania, odkąd przyszli tu we dwoje, były dzwonek przy drzwiach oraz sygnał pochodzący z telefonu, którego nikt nie odbierał.
– Mam spróbować jeszcze raz? – Freyja zerknęła na swojego towarzysza, wysokiego, młodego mężczyznę z brodą wikinga, złotym kolczykiem w przegrodzie nosowej i zmęczonymi oczami. Chociaż obydwoje byli w podobnym wieku, on z pewnością miał większe doświadczenie w takich sprawach jako etatowy pracownik rejkiawickiego oddziału Agencji Ochrony Dzieci. Ona pracowała tylko na zlecenie w weekendy i czasem wieczorami. Dorabiała do etatu w izbie dziecka, żeby mieć na czynsz, gdy Baldur wyjdzie z więzienia. Jeśli się okaże, że jego kolega Tobbi nie jest kompletnym idiotą i jego mieszkanie zda egzamin, może zrezygnuje z dodatkowego zajęcia. Teraz jednak stała w zaskakująco szerokim korytarzu jednego z nowych apartamentowców. Nawet gdyby pracowała dwadzieścia cztery godziny na dobę, nigdy nie byłoby jej stać na podobnie eleganckie lokum w Rejkiawiku.