Читать книгу Brud онлайн
27 страница из 103
ssss1
Samochody sunęły Wisłostradą, korek ciągnął się w obu kierunkach. Karetka powoli minęła auto Zyberta, przedzierając się pomiędzy pojazdami, które utworzyły korytarz życia. Z daleka widział, że ambulans zatrzymał się u zbiegu ulic. Wiktor patrzył na to wszystko z wyraźną złością, zastanawiał się, czego, do cholery, znowu chce od niego szef i kiedy wreszcie będzie mógł odpocząć jak człowiek. Lubił swoją pracę, ale ciążyło mu czasem, że nie potrafi pozbyć się towarzyszącego jej napięcia. Zawsze, kurwa, coś. Zawsze, nawet w dzień wolny. Ale w duchu wiedział, że za ciekawy temat, za miejsce na jedynce, gratulacje i kliki oddałby trzy tygodnie na rajskiej wyspie, z drinkami i żarciem all inclusive. Genu dziennikarza nie da się wymazać.
– No to sobie, Stefan, poczekasz – mruknął wreszcie do siebie i sięgnął do schowka po niewielką lornetkę. Ratownicy prowadzili reanimację. Niedaleko karetki leżał pogięty rower, a kilku policjantów krążyło wokół stojącego obok forda z widocznym wgnieceniem na masce.