Читать книгу Brud онлайн
31 страница из 103
Szef był znany z tego, że kochanki, zresztą zwykle bardzo przelotne, wybierał zwykle w czasie castingów na sekretarki. Wszystkie, nawet jeśli były skromnego wzrostu, i tak zdecydowanie górowały nad nim. Wszystkie miały też podobny styl, który Zybert z kolegami nazwali „białymi kozaczkami”.
Graczkiewicz ze swoją tuszą i czerwonymi od popękanych naczynek policzkami wyglądał jak żywcem wyjęty z kampanii o przeciwdziałaniu otyłości.
Kulka tłuszczu w garniturze siedziała teraz za biurkiem. Jego kark właściwie zrósł się z ostrzyżoną na krótkiego jeża głową, a małe ruchliwe oczy zdradzały nerwowość. W gabinecie non stop mrugały trzy wielkie telewizory wyświetlające kanały informacyjne, a obok stała wieża, zawsze ustawiona na tak zwane „granie umcyk-umcyk”.
– Co się dzieje? Mam wolne pierwszy raz od nie wiadomo kiedy.
– Ano problem nie w tym, co się dzieje, a w tym, co dziać się może – powiedział sentencjonalnie szef i położył przed nim grubą kopertę.
– Co to? – zapytał Zybert, udając niezainteresowanego. W rzeczywistości ciekawość wręcz paliła go w gardle.