Читать книгу Brud онлайн
37 страница из 103
– Lecisz w banał… – Miał ochotę wykrzyczeć mu w twarz, co o nim sądzi. „Pierdolony chuj” byłoby przy tym komplementem.
– Jebać to! Życie składa się z banałów. Pamiętaj, skoro właściciel się zgadza, by w to wejść, i daje na to pieniądze, to znaczy, że ma też papugi przygotowane do ewentualnych spięć. To eksploduje mocniej niż trotyl! – Graczkiewicz klepnął się dłońmi po wydatnym brzuchu, wyraźnie dumny ze swojego żartu.
– Dam znać… – rzucił Wiktor i wyszedł.
Wiedział, że się zgodzi.
Poszło łatwiej, niż przypuszczałem – stwierdził Graczkiewicz. Po chwili, zadowolony z wykonanej misji, sięgnął do szuflady po telefon.
– Cześć, widzimy się? – powiedział do słuchawki. – Tak, przyjdę sam. Musimy zacząć planowanie. Teczka trafiła w dobre ręce. Jesteśmy umówieni za godzinę. Na razie.
* * *
Wiktor szybkim krokiem pokonał korytarz ciągnący się wzdłuż newsroomu. Musiał działać jeszcze szybciej niż zwykle. To mogła być jego ostatnia szansa. Był tak zajęty analizowaniem tego, co przed chwilą usłyszał od szefa, że nie zauważył dziewczyny wychodzącej zza rogu.