Читать книгу Brud онлайн
40 страница из 103
– Cześć, miałeś mieć wolne, co cię przygnało do naszego szamba? – zapytał ze złośliwym uśmiechem, rozglądając się na boki i sprawdzając przy okazji, czy ktoś przypadkiem nie traci czasu na duperele niezwiązane z pracą.
– Wiesz, jak jest w ścieku, wszystko do niego trafia, więc czasem warto zajrzeć – odpowiedział Zybert, ściskając dłoń Mimowskiego.
– Widzę, że Graczkiewicz idzie za ciosem, ciska się od dwóch dni, jakby miał dostać awans. Nasi właściciele z Francji są zainteresowani tylko wynikami, jest podobnie jak przed rokiem, a nawet lepiej, ale do ideału daleko. Dobrze by było, gdyby mu drzwi w biurze na obrotowe wymienili, taki ruch.
– Taka rola szefa, nie? – rzucił na odczepnego Zybert, rozglądając się wokół. Nie miał najmniejszej ochoty na kontynuowanie rozmowy, postać wicenaczelnego budziła w nim odrazę, której nie był w stanie ukryć. Szybko zmienił temat: – Co to za harmider?
– Właśnie zeszło, że teren Służewca jest na sprzedaż, niby żaden news, ale wśród zainteresowanych są Skoneczny, konsorcjum bukareszteńsko-ateńskie, jakaś firma z Wrocławia, jakaś szwajcarska spółka, Amerykanie, no i Żydzi. Duże pieniądze, grunty to żyła złota. – Mimowski oparł się na moment o ścianę i zaczął przyglądać się nowo zatrudnionej ciemnowłosej edytorce, która szparowała zdjęcia do materiału.