Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
119 страница из 123
– A uczył tu…?
Batorski uniósł brwi.
– Ujeżdżania, to wiem. Czy czegoś jeszcze?
Ręka Zajcewa zamarła. Oczami szukał kosza na śmieci, do którego mógłby wrzucić papierową kulkę.
– Proszę rzucić na podłogę – zachęcił uprzejmie gospodarz.
Zajcew wsunął kulkę do kieszeni.
– Czy dobrze uczył?
– Był mistrzem. U nas nie może być inaczej. Tutaj kształci się zaprawionych w boju kawalerzystów, najlepszych z najlepszych. Uczy się ich tego, czego nawet oni jeszcze nie wiedzą.
– Na przykład?
– Hipologii, taktyki, rozwiązywania problemów taktycznych na mapie i w terenie. Kartografii polowej.
„I zastosowania gazów bojowych?”
– A także ujeżdżania, jak rozumiem? – zapytał na głos.
– Ujeżdżania także, oczywiście. Ale tylko w niezbędnym zakresie. Nie kształcimy tu cyrkowych akrobatów. – Zdawał się wchodzić w spór z kursantem Kriendielewem. Nie uszło to uwadze Zajcewa. – To przyszli dowódcy. Wysokiej rangi. I tych najwyższych. Może nawet marszałkowie. Poznaliście już Żurowa? Koniecznie musicie go poznać. To nasz, jeśli można tak powiedzieć, egzemplarz wzorcowy – w jego głosie przez kilka chwil czuć było dumę. Po czym Batorski kontynuował sucho: – Zadaniem KKUKS-u jest wyposażyć ich w najnowocześniejsze umiejętności kawaleryjskie. Ich dalsza kariera będzie zależeć już od nich samych.