Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
117 страница из 123
– Interesują mnie jedynie wyniki. Sport. – Na twarzy śledczego dostrzegł niedowierzanie. – Pewnie trudno wam to zrozumieć.
– Dlaczego? Pieniądze to po prostu bardziej zrozumiały powód.
– Pieniądze! Musicie wiedzieć, że stawianie na Pierniczka to żadna gra – Batorski po raz pierwszy pozwolił sobie dodać coś od siebie – tylko pewne kopiejki. Przyszedłeś, postawiłeś, wygrałeś. – Jego ton dawał do zrozumienia, że jego to nie interesowało.
– Dla niektórych kopiejka to też pieniądz – odparł Zajcew. – A co za publika kręci się wokół totalizatora?
Batorski musiał uznać, że już dość powiedział od siebie.
– Sądzę, że wydział śledczy wie o tym więcej niż ja.
– Czy kręciła się też wokół Perłowego?
– Macie na myśli to, że grał?
– Właśnie, właśnie.
– Mnie tego nie meldował.
Kawaleryjskie „nie wiem”.
– A gdybyście o tym wiedzieli?
– Powiedziałbym wam o tym – odparł Batorski wyniośle, jakby sama myśl o tym, że on, Batorski, mógłby kłamać, i to wobec takiej płotki jak Zajcew, go obrażała.
Zajcew machinalnie wyciągnął z kieszeni bilet tramwajowy i zaczął go miąć w palcach. Ostre, jasne oczy Batorskiego nieprzerwanie wpatrywały się w brwi śledczego. Spojrzenie człowieka dobrze wychowanego. Nie nazbyt badawcze, ale i nie rozbiegane.