Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
115 страница из 123
– Tak. A co?
– Czemu bawicie się z nami w chowanego? – poskarżył się adiutant, który pewnie zdążył już otrzymać reprymendę. – Wartownik skierował was, gdzie trzeba. Objaśnił, jak dojść do towarzysza Batorskiego. A wy co?
– Zabłądziłem. – Zajcew rozłożył ręce. Nazwiska Batorskiego, dowódcy KKUKS-u, wartownik nawet nie wspomniał.
– Proszę za mną – rzucił niechętnie adiutant.
* * *
Wysuszona twarz Michaiła Aleksandrowicza Batorskiego wydawała się jeszcze bardziej trójkątna z uwagi na odstające uszy. Na jego głowie matowiła się króciutka szczecina, zgodnie z najnowszą modą wśród radzieckiego dowództwa. Wedle niej roślinność należało hodować jedynie pod nosem. Wąsy towarzysza Batorskiego były więc zjawiskowe. Nasuwały banalne, ale słuszne skojarzenie: kawalerzysta.
Wąsy i oczy, przenikliwe, jasnozielone i skrzące rozumem, były tym, co w pierwszym rzędzie przyciągało wzrok, jak również nie pozostawiało wątpliwości co do pochodzenia przełożonego KKUKS-u. Michaił Aleksandrowicz Batorski nie potrzebował spisanych rodowodów ani oficerskich złotych pagonów – jego podparta kołnierzem z rombami twarz mówiła sama za siebie. Romby – jego radziecka kariera również była błyskotliwa. Zajcewowi przypomniały się słowa Kolcowa: „My, którzy naprawdę walczyliśmy, od początku byliśmy za rewolucją”.