Читать книгу Niewierni онлайн
225 страница из 323
Położył się w szlafroku na kanapie i przykrył pledem. Na wszelki wypadek nastawił budzik na osiemnastą. Wyjątkowo zmęczony po podróży, nie był pewien, czy jego zegar biologiczny zadziała sprawnie. Wyciągnął się na wznak i podłożył ręce pod głowę.
W salonie panował przyjemny mrok i cisza, chociaż na zewnątrz świeciło słońce, ptaki szalały wokół domu i było czuć, jak intensywnie żyje Warszawa.
Wciąż był podenerwowany podróżą, rozmową z Sajedem i tym, co mu powiedział profesor. I teraz, kiedy powinien się rozluźnić i odpocząć, czas wygrywał ze snem.
– Zuza, Sajed, Raszid, profesor, Abdul, każdy z osobna… wszyscy razem… Cztery Źródła… – powiedział do siebie bez zastanowienia i usiadł na skraju kanapy.
Na wyciągnięcie ręki wisiała na oparciu krzesła jego jemeńska marynarka. Przyglądał jej się przez chwilę, potem chwycił za kołnierz i powoli ściągnął ją z krzesła. Zawahał się, po czym włożył rękę do bocznej kieszeni i wyciągnął niedużą książeczkę po arabsku, z wierszami Hawiego. Wyjął z niej białą kartkę, rozłożył, rozprostował kantem dłoni i przeczytał niewyraźny tekst zapisany ręką niewidomego: „Stockholm, Veckovägen 12, Täby, mobile 0709875432”.