Читать книгу Kara to nie wszystko онлайн
59 страница из 63
Anna weszła do pokoju po resztę swoich ubrań, Sławek w kuchni parzył kawę. Ubrała się, wróciła do korytarza, zaczęła gmerać przy budrysówce.
– Nie zostajesz na kawę? – uśmiechał się. Uświadomiła sobie, że on zadbał o to, aby znalazła ten tusz do rzęs. Znaleźć cudzy tusz do rzęs po romantycznym, filmowym seksie…
Położyła porzucone opakowanie na podłodze pod lustrem i poprawiła grzywkę. Patrzyła na siebie. Policzki miała czerwone, włosy… Włosy siwe.
– Nie jesteś zła? – zamruczał Sławek. Ileż w tym mruczeniu było ironii.
Nie odezwała się.
– Ona jest taka młoda. Nie wyobrażasz sobie. Ta przyjemność dotykania gładkiego, młodziutkiego ciałka…
Kurwa, jasne, że sobie wyobrażała. Przecież znała Sławka jak zły szeląg.
– Nie przychodź dzisiaj na komisariat. To obowiązkowe wolne. Zabierz małolatkę… na lody. – Podniosła kołnierz budrysówki – na dworze wciąż była mokra zima. Jak w jej cipce. Obie zaklęte w pomieszaniu i nienormalności.
Kasia Wilk obudziła się gwałtownie. Niski sufit wyglądał jakby zaraz miał na nią runąć. Jej oddech śmierdział marihuaną i lekami. Czuła niepokój. Czuła, że ktoś jej potrzebuje, choć może sam nawet o tym nie wie. Swoje na pewno zrobił sen. Siedziała w nim nad jeziorem. Gorąco, pięknie, środek lata – inaczej niż teraz. Pluskanie wody. Zieleń jeszcze bardziej zielona. Biały gołąb lecący od horyzontu ku niej, a później odbijający w bok i wznoszący się w górę na ile skrzydła pozwolą. Tyle że w górze, wysoko pod sklepieniem nieba, kłębiło się stado czarnych i szarych ptaków. Gołębica (bo na pewno była to gołębica) cięła ku nim. Co chciała uzyskać? Rzuciły się na nią. Białe pióra i krople krwi rozpływające się w toni jeziora, jakby nigdy nie istniały. Teraz uciekała… Znosiło ją. Zaczęła się kręcić wokół własnej osi, jakby wpadła w jakiś wir. Splecione pazury i wyciągnięta w ostatnim wysiłku szyja. Tamte za nią. Kasia modliła się, żeby ptak wpadł do chłodnej wody. Niech toń go okryje, niech toń go otrzeźwi.