Читать книгу Kara to nie wszystko онлайн
7 страница из 63
– Takie chłopięce tamagotchi?
Nie odpowiedzieli.
Normalny ruch już przywrócono. Wszyscy znowu mogli się śpieszyć albo stać w korkach. W klaksonach nie było nic niepokojącego. Zew miejskiej frustracji, w sumie nudny, jeśli ma się w sobie serce zblazowanego mieszczucha. Opony rozcierały piasek – posypano nim ciemniejszą plamę na asfalcie. Słońce wydobywało iskierki, których źródłem były ziarna szkła, nie do rozpoznania z wysokości wiaduktu. Annie lekko kręciło się w głowie, spaliny jej nie przeszkadzały, a zapach benzyny nawet lubiła. Przesunęła dłonią po poręczy wiaduktu, była ciepła. Ktoś wymalował na niej markerem oko w piramidzie. Nadzieja umiera ostatnia, a jeszcze później poczucie humoru.
– Kto by wpadł na to, żeby strzelać z wiaduktu? – mruknęła.
Stojący obok Sławek roześmiał się:
– Nie udawaj pierwszej naiwnej. Ludzie ciągle robią takie rzeczy. To jak hazard.
– Hazard? – starała się ukryć urazę w głosie. – Raczej ucieczka przed odpowiedzialnością.
– Rozładowanie frustracji i niepokoju. Jak hazard. Przy złudnym poczuciu kontroli. Kiedy trafiał, mógł czuć się jak Bóg.