Читать книгу Kara to nie wszystko онлайн
9 страница из 63
Potarła oczy. Przez tę chwilę nie była nadkomisarzem, była zwyczajną Anną. Człowiekiem, który potrzebuje zrozumienia i ciepła:
– Wychowywałyśmy się z Ewą w wieżowcu mrówkowcu, we wspólnym pokoju. Miałam dwie lalki ze szmatek. Ewa oddała mi swoją, nie chciała jej. Utrzymywała, że jest za duża na lalki… Wyrzucałam obie lale przez balkon. Chciały skończyć ze sobą. Równocześnie. Ich plastikowe twarze w końcu stały się popękane… Kiedyś wracałyśmy z Ewą ze szkoły. I zobaczyłyśmy, że pod balkonami tłoczą się sąsiedzi. A przynajmniej próbują, bo milicja im nie pozwalała. Gapili się na dużą srebrną płachtę, błyszczała w słońcu. Wtedy nikt nie pomyślał, żeby taką płachtę NRC nazywać kocem ratunkowym… Czasem nie ma po prostu czego ratować, Sławek. A wtedy… Sąsiad z dziewiątego piętra, miły dziadziuś, skoczył. Z balkonu, na rabatki mojej mamy Marii.
– Twojej mamy. Obrzydliwe i satysfakcjonujące. Co zrobiła Ewa?
– Stanęła za mną i zasłoniła oczy. Mówiła, że nie mogę patrzeć. Że będą mnie bolały oczy, jak zapatrzę się w to światło podrygujące na folii. A potem już zawsze będę widzieć czarne plamy, kiedy spojrzę na cokolwiek innego.