Читать книгу Zagraj mi na drogę онлайн
110 страница из 114
Marián był lekko zbity z pantałyku.
– Jakiego stosunku? – zapytał.
– Płciowego, rzecz jasna. W celu rozładowania napięcia. Ale jej abstynencja seksualna była celowa. Miała po niej lepsze wyniki – wyjaśnił Odvárko. – Zawsze się orientowałem, kiedy była taka wyposzczona.
Do Mariána dotarło, że Sabina od jakiegoś czasu mu się przygląda, chyba oczekując odpowiedzi.
– Wybacz – wrócił na ziemię. – Co mówiłaś?
– Pytałam, czy wiadomo już coś więcej o fotce z Insta.
– Ślepy trop. Prowadzi donikąd.
– Kto ją zrobił?
– Jakiś młody wiking. Osiemnastolatek z Danii. Przyjechał z kumplami do Pragi, opić dorosłość i poszaleć. Szlajali się po barach, chłopak zgubił swoje towarzystwo, a kiedy nad ranem wracał do hostelu, wpadły mu w oko rzeźby sfinksów przy Rudolfinum. Wlazł na jedną z nich i chciał zrobić sobie selfie, przy okazji zajrzał do środka, do galerii. Tylko głupiec nadal chciałby fotografować własne pryszcze, mając za plecami taką sensację.
Marián przypomniał sobie zeznanie młodziutkiego Duńczyka, który kiedy obudził się na kacu i zrozumiał, co narobił, zaraz grzecznie poszedł na najbliższy komisariat i złożył zawiadomienie na temat porannej przygody. Zaznaczył, że popełnił błąd i że mu przykro. Nie zrobił tego specjalnie. Wcale nie chciał fotografować trupa. Był pijany, na dworze szary świt, słabe światło, myślał, że zakrwawiona kobieta w tym ładnym budynku jest elementem jakiejś ekspozycji. Całkiem cool. A że przywykł do dzielenia się swoim życiem z wirtualnymi towarzyszami, zaraz zrobił zdjęcie i wrzucił na Instagram. Nim administrator je usunął, zobaczyło je multum ludzi.