Читать книгу Balsamistka онлайн
20 страница из 73
Od tamtej pory miał wrażenie, że ktoś go śledzi, chodzi za nim, podsłuchuje jego rozmowy telefoniczne. Często widział parkujące nieopodal jego domu auto. Był pewien, że tamto wcale się nie skończyło, że – mimo zwolnienia – cały czas jest obserwowany.
Dziś, oglądając poranny program informacyjny, aż zadrżał. Wpatrywał się uważnie w ekran telewizora. Połowy z tego, co prezentował dziennikarz, zdawał się nie słyszeć i nie widzieć. Przed oczami miał worek z ciałem mężczyzny. W uszach słowo: „morderstwo”. Poczuł tamte emocje, tamten dreszcz. Wtedy też ciała leżały w workach. A on czuł się lwem. Tak, był lwem, który zawsze miał doskonały węch. Drapieżnikiem czującym smak krwi w ustach, idącym tam, dokąd wzywa go odwieczny zew. Teraz przypomniał sobie najlepsze chwile w swojej karierze: jak wyruszał na łowy i wracał z trofeum. Potrzebował tego niczym powietrza.
Nie narzekał, miał udane życie, dom, z którego dzieci wyfrunęły już dawno temu, dobrą żonę. Pamiętał dzień, kiedy podszedł do niej, siedzącej w fotelu na kółkach, i z czułością podał jej szklankę schłodzonej herbaty. Po raz pierwszy nie wiedziała, co z tą szklanką zrobić. Podał jej więc wprost do ust, kilka łyków, a po nich kilka kęsów kanapki. Kochał ją i nigdy nie zamieniłby życia u jej boku na inne, mimo że było coraz trudniej, opadał z sił, serce kołatało, a nogi czasem się pod nim uginały.