Читать книгу Chodząc w Tatry онлайн
12 страница из 40
Patrzę na wielkie kominy przecinające mur i myślę sobie, że dobrze byłoby w zimie na nie naprzeć, ale to refleksja trochę na tej zasadzie, że dobrze byłoby być pięknym, młodym i bogatym. Wiem, mało to prawdopodobne. Czas zrobił swoje, siły nie te, a i umiejętności, i zdolności nie dopuszczały nigdy takich znacznych ekscesów. Teraz jednak nad tym strumieniem, w tym wonnym, złocistym kurzu kompletnie mnie to nie przejmuje, nie gniewa, nie smuci. Zamykam oczy i widzę obrazy z genialnej Uczty Babette Karen Blixen. Wstaje właśnie generał Loewenhielm i poruszony najszlachetniejszym winem świata mówi: „Miłosierdzie i prawda, przyjaciele moi, spotkały się ze sobą […]. Sprawiedliwość i szczęśliwość ucałują się wzajem. […] Człowiek, przyjaciele moi […], jest słaby i głupi. Powiedziano nam, że łaski należy szukać na tym świecie. Ale w ludzkiej naszej głupocie i krótkowzroczności wyobrażamy sobie, że łaska Boża jest ograniczona. Z tego powodu drżymy […]. Drżymy przed dokonaniem w naszym życiu wyboru, a dokonawszy go, drżymy znowu z lęku, że wybraliśmy źle. Lecz nadchodzi chwila, gdy otwierają się nasze oczy i widzimy, przekonujemy się, że łaska jest nieskończona. Łaska, drodzy przyjaciele, nie żąda od nas niczego, tylko byśmy oczekiwali jej z ufnością i przyjmowali ją z wdzięcznością. Łaska, bracia, nie stawia żadnych warunków i nikogo z nas nie wyróżnia. Łaska bierze nas wszystkich na swe łono i obwieszcza powszechne przebaczenie. Spójrzcie! To, co wybraliśmy, jest nam dane, i to, czego nie przyjęliśmy, jest nam też zarazem udzielone. Tak! To, co odrzuciliśmy, jest wylane na nas w obfitości. Bo miłosierdzie i prawda spotkały się ze sobą, a sprawiedliwość i szczęśliwość pocałowały się wzajem”.