Читать книгу Wzgórze Wisielców онлайн
5 страница из 110
Żwir pod nogami ustąpił miejsca omszałej ścieżce wijącej się po charakterystycznie pofałdowanym polu lawowym. Helgi patrzył pod nogi na oszronioną, bladą w świetle księżyca trawę. Tylko tyle mógł zrobić, żeby nie stracić równowagi. Zataczając się, szedł przodem, kierowca podążał tuż za nim. Ilekroć Helgi zaczynał zbaczać ze ścieżki albo przystawał, żeby odzyskać równowagę, silna dłoń popychała go naprzód. Chciał wytłumaczyć, że nie opóźnia marszu celowo, ale jego język okazał się zbyt napęczniały i niemrawy, żeby uformować słowa.
Przez chwilę ścieżka pięła się w górę, potem znów prowadziła wzdłuż pokrytych porostami szczelin rozwierających się między ścianami lawy. Latem musiało to być idealne miejsce na piknik, ale teraz prezentowało się ponuro i niezbyt zachęcająco. Helgi odniósł wrażenie, że rozpoznaje okolicę, podniósł więc głowę, półprzytomnie próbując określić, gdzie jest. Niewiele dalej pole lawowe się kończyło i zaczynało się morze: w ciemności wyglądało na czarne z wyjątkiem miejsc, w których księżyc połyskiwał na grzbietach fal. Ten widok przywołał wspomnienie z dzieciństwa, gdy Helgi szedł razem z dziadkiem wzdłuż wybrzeża takiego jak to, może nawet tego samego. Przypadkiem wypłoszyli dwie kaczki edredonowe. Ptaki odleciały przerażone, jego dziadek podszedł do miejsca, w którym siedziały, i znalazł tam dwa duże niebieskawe jaja leżące w miękkim brązowym gnieździe. Helgi przykucnął, dotknął palcem puchu i miał wrażenie, jakby dotykał powietrza. Gdy się wyprostował, dziadek zwrócił jego uwagę na mewy, które uformowały szeroki krąg nad ich głowami. Fruwały na tyle daleko, że atak nie od razu wydawał się oczywisty, ale stopniowo podlatywały coraz bliżej. Wtedy dziadek powiedział mu, co robią mewy, i Helgi chciał rzucać w nie kamieniami.