Читать книгу Wzgórze Wisielców онлайн
10 страница из 110
Za bardzo się tym nie przejmował. Przecież to był tylko sen. Nic innego. Gdyby spadł, mógłby pofrunąć. Lada chwila się obudzi i ból zniknie razem z poczuciem nierzeczywistości.
Gdy jego towarzysz przeklinał, Helgi patrzył na morze. Zauważył, że fale zaczynają marszczyć spokojną dotychczas powierzchnię. Z drugiej strony zatoki widział znajome białe budynki z ciemnymi dachami: prezydencka rezydencja w Bessastadir. Na pewno mu się to śni. Zamroczony umysł przywołał coś, co się wiązało z tym fragmentem wybrzeża, i wzdrygnął się na to wspomnienie. Bał się nawet, że znów zwymiotuje. Wracając do teraźniejszości, zdał sobie sprawę, jak bardzo z pięknem otaczającego go krajobrazu kłóci się stek przekleństw miotanych przez mężczyznę, który stoi za nim.
Ale przekleństwa właściwie do niego nie docierały. Widok był tak kojący, że nawet ból w klatce piersiowej zdawał się niknąć. Helgi przeniósł wzrok z rezydencji prezydenckiej na zatokę. Całą uwagę skupił na falach, które połyskiwały na czarnej powierzchni morza. Daleko nad horyzontem wisiały kłęby chmur niczym gruba czarna wstęga przepasająca niebo. Helgi czuł, że zasypia, co bardzo go dziwiło, bo przecież już znajdował się we śnie.