Читать книгу Śpiewaczka онлайн
20 страница из 80
Prokurator upiła łyk kawy, podeszła do okna i zapaliła papierosa. Z gabinetu rozciągał się widok na jedną z piękniejszych części miasta. Zaciągając się dymem, patrzyła na rzekę otaczającą zakolem biały gmach Opery Nova.
Potem wróciła do biurka, wrzuciła niedopałek do słoika z wodą i włożyła go do dolnej szuflady.
Współpracownicy Zakliczyńskiej cenili ją jako dobrą, kompetentną prawniczkę, która doskonale zna swój fach. Sama też się za taką uważała, chociaż coraz mniej lubiła swoją pracę. Z każdym rokiem w firmie działo się coraz gorzej: przychodziły nowe, absurdalne wytyczne, promowało się lizusostwo, przełożonych na każdym szczeblu wymieniano na coraz głupszych i jednocześnie coraz bardziej nadętych. Ale najbardziej nie znosiła statystyk.
W prokuraturze pracowało się dla tabelek i słupków. Budziły tak silne emocje, że jeśli komuś się nie zgadzały, za wszelką cenę je naginał. Prokuratorzy zamykali wtedy pospiesznie część postępowań, pisali po nocach akty oskarżenia i decyzje o umorzeniu śledztw albo wdrażali kreatywną księgowość – wydzielali z dużych spraw mniejsze do odrębnego postępowania i zamykali te stare. Wszystko po to, by zadowolić statystyki, przełożonych i społeczeństwo. To dlatego tak wielu prokuratorów uciekło do adwokatury lub biznesu, a część z tych, którzy zostali, cierpiała na nerwicę i wspomagała się alkoholem bądź lekami psychotropowymi. Statystyki Zakliczyńskiej nie wyglądały źle, choć i ona od czasu do czasu musiała leczyć nerwy szklaneczką whisky.