Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
112 страница из 123
– A te ordery to wojenne? – dopytał Zajcew.
Jego rozmówca po raz pierwszy spojrzał na niego z ciekawością.
– A wy jesteście z gazety?
„Czyli wojenne” – odnotował Zajcew z zadowoleniem.
– Aha, „Życie Obornika”. A co, wyglądam?
– Czort was tam, cywilów, wie.
– Zajcew. – Wyciągnął rękę, która napotkała w odpowiedzi spokojny, ciepły uścisk.
– Kriendielew.
Wyglądał, jakby chciał zapytać, co za Zajcew, ale instruktor w gorsecie na arenie wrzasnął nagle:
– Towarzyszu kursancie! Trzeba było się zapisać na inne kursy. Do Instytutu Panien Szlachetnie Urodzonych, tu po sąsiedzku, w Smolnym. Ach, no tak, tylko że go zamknęli. No to trafiliście tutaj!
– Tchórz – podsumował miłośnik perfum.
– Po prostu próbuje uczyć, wymaga, to też jest metoda –sprzeciwił się uprzejmie Zajcew. – W końcu są tu sami dorośli faceci, a nie panny instytutki ze Smolnego.
„No dawaj, chlapnij coś” – zachęcił w myślach. Skutecznie. Kriendielew żachnął się, rozdrażniony:
– Uczyć? A czego tu uczyć? Cyrkowych sztuczek? Cuda dżygitówki wracają na arenę! A tu przecież nie ma poborowych, są tylko oficerowie Armii Czerwonej. Najlepsi żołnierze Budionnego i Primakowa, którzy służyli za wojny domowej. Ich chce uczyć? On rozdziera szlachecką paszczę na prostych ludzi. I to mu się podoba. Tam – wskazał ścianę, mając na myśli miasto za nią – ciągnie się za nim ogon. Niewłaściwe pochodzenie, sami rozumiecie. A tu sobie może pozwolić.