Главная » Czerwony jeździec читать онлайн | страница 110

Читать книгу Czerwony jeździec онлайн

110 страница из 123

Koń się pomylił i zatrzymał, żeby wybrać, z której nogi zacząć.

– Kretynie! – wypalił jegomość przypominający kieliszek. Zajcew w mig zrozumiał, że to jeden z dawnych oficerów. Czuć to było nawet, kiedy wypalał z doborowego oręża wulgaryzmów.

Zajcew cicho przesunął się w cień i oparty o barierkę zaczął obserwować. Czy jeździec był dobry, tego nie umiał wywnioskować. Tak czy owak, instruktor się z nim nie patyczkował. Co to, to nie. Na znak wąsacza jeździec osadził konia. Zwierzę stanęło jak wryte, wzdymały mu się tylko boki i poruszało nabiegłe krwią oko. Instruktor podszedł do spotniałej końskiej szyi. Nie dało się usłyszeć, co mówił. Widać było za to, jak twarz ujeżdżającego oblewa się czerwienią, a szczęki gniewnie zaciskają.

Zajcew usłyszał za sobą słaby odgłos krzesiwa.

Odwrócił się. Człowiek zapalił, wypuścił dym i oparłszy się o barierkę, stanął obok. Zajcew zdążył dostrzec oficerski kołnierzyk. Poczuł zapach wody kolońskiej i pomady do włosów.

Instruktor z całej siły klepnął konia po zadzie, a ten, spłoszony, poniósł zirytowanego jeźdźca ku wyjściu. Instruktor nie odwrócił się, warknął coś w stronę ciemnej bramy. W przejściu pojawił się wówczas kolejny kawalerzysta.

Правообладателям