Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
12 страница из 123
Jurij Gieorgijewicz poderwał się tak gwałtownie, że rozmowy za stołem ucichły. Zamarły noże i widelce, zastygły kieliszki. Jedynie cieniutka smużka dymu unosiła się nad nieruchomym papierosem w czyichś palcach.
– Ja i pan Butowicz to nie jedno i to samo. Ja nie służę bolszewikom. Nie szlajam się z komisarzami. W odróżnieniu od niego.
– Ja nie służę bolszewikom! – wybuchł nagle Butowicz. – Ja służę koniom! Gdybym nie został wtedy w hodowli, to…
– We własnym majątku. W swojej hodowli koni – poprawił go z drwiną Jurij Gieorgijewicz.
– Ja nie walczę o swój majątek.
– Ale o swoją skórę – pośpieszyła chłodna riposta.
– O konie! Tak, walczę o nie! O kłusaka orłowskiego.
Butowicz powiódł wzrokiem po siedzących za stołem w poszukiwaniu wsparcia.
– To… to nieuczciwe. Innym wybaczacie. Karierę w radach. A mnie nikt nie wybacza? Czy tu chodzi o co innego? Co? Chodzi o tę historię? Naprawdę znowu ta historia?!
Ale kiedy tylko spotykał czyjeś spojrzenie, ono lodowaciało. Początkowo pozostali starali się sprawiać wrażenie, że nie zauważają słonia w salonie. W imię tych drogocennych rzadkich spotkań, w imię gościnności Szury, w imię przeszłości. Ale teraz nie ukrywali już swoich uczuć. Mieli dla niego tylko pogardę.