Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
37 страница из 123
Na głos Zajcew jedynie podziękował ekspertowi, zaprawiwszy głos zachwytem. Ten coś burknął, ale po jego twarzy było widać, że komplementy go udobruchały. Jego burczenie można było zrozumieć jako „wszystkiego dobrego”. Przy odrobinie wysiłku.
– Do widzenia! I dziękuję! – krzyknął za wychodzącym Zajcew. Na jego twarzy znowu odmalował się niepokój.
Przypomniał sobie swoją niedawną – krótką, ale niezwykle poważną – rozmowę z Koptielcewem. „Uda ci się – zuch chłopak. Nie uda ci się – twoje miejsce od dawna jest już w celi”. Przynajmniej nikt ze swoich nie ucierpi…
No więc wepchnęli mu kolejną śliską sprawę. Stop. Jaką znowu sprawę, skoro tu nie ma żadnego zabójstwa? Jest tylko oczywisty nieszczęśliwy wypadek. Czego od niego chcą? Czego się domagają?
Wniosków w raporcie? „Nie stwierdzono cech przestępstwa, śledztwo uważam za bezcelowe, sprawę zamykam”? I jego, Zajcewa, podpisy?
Ktoś się trochę za bardzo śpieszy z tym zamykaniem sprawy, a do tego wysługuje się nim, Zajcewem. A śpieszy się, ponieważ ktoś inny śpieszy się z kolei z tym, żeby sprawę otworzyć i nadać jej bieg.