Читать книгу Brud онлайн
43 страница из 103
– Zaiste spektakularne. – Zybert uśmiechnął się. – Podwyżkę też ci dał?
– Taaa, dał do myślenia, że czas spierdalać. – Mario przewrócił oczami i zniknął w swojej klitce, w której już po kilku sekundach opadły żaluzje.
ssss1
Wiktor wyszedł na zewnątrz. Było ciepło i bezwietrznie. Kilku pracowników giełdy paliło papierosy przy wejściu do parku. W ich stronę powolnym krokiem zmierzał bezdomny. Po chwili przysiadł na murku z garścią drobniaków w dłoni i kilkoma wyżebranymi fajkami i też zapalił. Zybert przyglądał się przez chwilę jego ogorzałej twarzy i grubej kurtce, spod której wystawał rozciągnięty brudny sweter.
Dochodziła czternasta. Wiktor pomyślał, że czas wreszcie zrobić coś niezwiązanego z budą, wybrał więc numer, który dał mu Zawiadowski. Po kilku sygnałach usłyszał ciepły, ale słaby kobiecy głos:
– Staruchowska, słucham.
– Nazywam się Wiktor Zybert, jestem znajomym Piotra Zawiadowskiego. Prosił, żebym do pani zadzwonił. – Nie zdążył dokończyć, bo miły głos w słuchawce momentalnie stężał.