Читать книгу Brud онлайн
44 страница из 103
– Koniecznie proszę mnie odwiedzić. Jeszcze przez kilka dni będę w szpitalu na Szaserów, czwarte piętro, pokój numer cztery. Będziemy mogli swobodnie porozmawiać, bo to izolatka. Nic panu nie grozi, niczym nie zarażam – zaśmiała się. – Po prostu byłam tak nieznośna, że woleli mnie przenieść, niż użerać się z narzekającymi na mnie pacjentkami.
– Musi być z pani niezłe ziółko. – Wiktor zachichotał.
– No i dlatego mam do pana prośbę.
– Jaką?
– Mam ochotę na coś niezdrowego do jedzenia.
– Ale co konkretnie: cola, słodycze?
– Frytki! Cheesburgera raczej nie dam rady zjeść, ale kilka frytek na pewno.
– Zamówienie przyjęte!
– No to w takim razie, kiedy pan przyjdzie? Już mi ślinka cieknie.
– Właśnie wyruszam, będę mniej więcej za pół godziny.
W pobliskim fast foodzie wziął duże belgijskie frytki dla Staruchowskiej i kawę dla siebie. W samochodzie podłączył telefon do wtyczki USB. W pamięci smartfona znalazł płytę Johna Coltrane’a. Po kilkunastu minutach jazdy zaparkował obok kilkudziesięciu innych samochodów na przepełnionym parkingu i ruszył wzdłuż podjazdu dla karetek w kierunku głównego holu. Gdzieniegdzie widać było na posadzce białe plamy, które zostały po niedawnym malowaniu ścian, zwanym szumnie „remontem szpitala”. Musiał chwilę zaczekać, aż z korytarza wyleje się strumień ludzi. Podszedł do wind i nacisnął guzik. Nic się nie wydarzyło. Dźwig nie przyjechał. W końcu zlitowała się nad nim pielęgniarka z recepcji. Widząc jego daremne oczekiwanie, podeszła i z ostentacyjnym westchnięciem nakleiła na drzwiach kartkę z napisem „Awaria”.