Читать книгу Dziennik śmierci онлайн
6 страница из 108
– Och, jak ja kocham święta – mruknęła do siebie, strzelając knykciami, po czym naciągnęła cieniutkie rękawiczki z czerwonej skóry.
Nad Miastem Aniołów zapadał zmrok i temperatura obniżyła się do ośmiu stopni Celsjusza. Tam, skąd pochodziła Angela, byłby to wyjątkowo ciepły wieczór jak na początek grudnia, jednak w mieście, w którym słońce i upał miały status honorowych obywateli, osiem stopni wystarczyło w zupełności, aby dumni Kalifornijczycy zaczęli przekopywać szafy w poszukiwaniu ciepłej odzieży. Dla kogoś takiego jak Angela zimowe kurtki były błogosławieństwem, ponieważ wiele osób niefrasobliwie wkładało portfele do zewnętrznych kieszeni. Gruba warstwa izolacji termicznej między kieszenią a ciałem stanowiła duże ułatwienie i nawet ktoś, kto nie był zawodowym kieszonkowcem, mógł bez trudu pozbawić niczego nieświadomą ofiarę jej własności. W zatłoczonych miejscach – na ulicy lub w sklepach – ludzie często na siebie wpadali. Uchodziło to za całkiem normalną rzecz, więc opróżnianie cudzych kieszeni stawało się jeszcze łatwiejszym zadaniem. Dla tak wykwalifikowanej specjalistki jak Angela wypełniona po brzegi Tujunga Village, gdzie osiemdziesiąt procent ludzi nosiło grube zimowe kurtki, była jak wielkie stoisko z darmowymi upominkami.