Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
30 страница из 123
Zajcew przykucnął przy ciele woźnicy.
– Sprawa jest jasna – dodał niecierpliwie Samojłow. – O przestępstwie nie ma tu mowy. Nieszczęśliwy wypadek. Śmierć przy pracy.
Woźnica zdawał się słyszeć, ucho miał przyłożone do ziemi, nasłuchiwał swojego konia. Jedno oko miał zamknięte, drugie na wpół otwarte. Krew pokryła się już kurzem. Dłonie leżały bezradnie zwrócone ku górze. Od ciała biła samotność – głębsza nawet niż samotność śmierci. Zajcewowi zrobiło się go żal. Wszyscy tłoczą się przy koniu. Niechby i po trzykroć piękny, lotny i wyjątkowy, ale to tylko koń. A tu leży człowiek. Wyprostował się, postał chwilę, jakby oddawał zmarłemu ostatni hołd. I skinął na sanitariuszy.
– Można zabierać.
* * *
Słońce wpadało przez okno, obiecując łatwą letnią pobudkę. W powietrzu zawisł skośny słup kurzu, a na parkiecie rozpościerał się nagrzany prostokąt. Zajcew postał przez kilka chwil w świetle słońca. Czuł pod stopami ciepło drewna i wpatrywał się w złote i czarne kule, płynące pod zamkniętymi powiekami. Dziwne uczucie go nie opuszczało. Wczoraj coś było nie tak. W klubie hodowli psów? Czy zobaczył coś, co nie przebiło się do jego świadomości? Co? A może ten mętny osad to pozostałość po śnie, którego nie zapamiętał?