Читать книгу Czerwony jeździec онлайн
25 страница из 123
Brama hipodromu przepuściła karetkę, ta zakreśliła łuk na pustym torze wyścigowym. Sanitariusze wypakowali nosze. Cierpliwie czekali, aż pozwolą im zabrać ciało do kostnicy.
Samojłow spojrzał na Zajcewa nieprzyjaźnie i wrócił do studiowania połamanej kukły w pasiastej kurtce. Wskazał palcem na wygięte w ósemki koła w oddali.
– Wypadł z powozu. Uderzył o burtę. Trzasnął i do widzenia.
– Nieszczęśliwy wypadek na zakładzie? – wymamrotał Zajcew.
– Dla niego tak. Koń albo się potknął, albo powinęła mu się noga. Krótko mówiąc, poleciał na łeb w pełnym rozpędzie. Powozem zakręciło. A on z niego wypadł. Nie miał człowiek szczęścia.
– Świadkowie?
– Cały hipodrom.
– No tak. Biedak.
– Konia szkoda.
Zajcew się rozzłościł: co oni wszyscy z tym koniem?
– Samojłow, koń to jest zwierzę. Owszem, sympatyczne. Cztery nogi, ogon piąty. Tylko po jakiego diabła nas tu ściągać?
Nieszczęśliwy wypadek. I jak zawsze w panice od razu dzwonią do wydziału śledczego. A wystarczyłoby na pogotowie.
– On nie mógł się potknąć! Po prostu nie mógł!